Zwycięstwo młodzików z Sokołem
Nie mają spokojnego życia kibice Unii Wrocław. Kolejny raz zatroszczyli się o to nasi zawodnicy, którzy zamiast łatwo wygrać mecz, postanowili do ostatniej minuty zadbać o dreszczyk emocji.
Tym razem już w pierwszych 5 minutach dwukrotnie sam na sam z bramkarzem znalazł się Dawid Stachurski, ale za każdym razem nie zdołał nawet oddać strzału po zbyt długim wypuszczeniu piłki i dobrej interwencji bramkarza.
Za chwilę jednak po precyzyjnym dośrodkowaniu Marcina Lubczyńskiego, prowadzenie dla nas uzyskał Paweł Giebel po uderzeniu głową.
W następnych minutach trwał napór na bramkę Sokoła, w której jednak świetnie za każdym razem spisywał się bramkarz. Kilka jego interwencji było naprawdę wysokiej klasy, zwłaszcza ta, kiedy po uderzeniu Piotrka Siewiery, piłka odbiła się od nierówności i wydawało się że nie ma możliwości aby nie wpadła do bramki. Do końca pierwszej połowy pomimo wielu niezłych sytuacji nie udało nam się podwyższyć prowadzenia. Mimo wszystko, chłopcy grali dobrze, szukając różnych wariantów wykończenia sytuacji. Oglądaliśmy akcje zespołowe i uderzenia z dystansu. Za każdym razem jednak albo minimalnie brakowało precyzji, albo na drodze stawał bramkarz z drużyny Smolca.
Na początku drugiej połowy szanse otrzymali debiutanci i właściwie już w pierwszych sekundach gry Max Ogonowski nie trafił w bramkę w idealnej sytuacji, będąc sam na sam z bramkarzem. Była to bodajże szósta lub siódma 100 % - owa sytuacja Unii.
Chłopcy pomimo olbrzymiej przewagi marnowali kolejne sytuacje, a tymczasem po niepotrzebnej stracie Piotrka Siewiery w środku boiska, akcję zakończoną precyzyjnym uderzeniem w boczną siatkę przeprowadził zawodnik Sokoła i mieliśmy ku zaskoczeniu wszystkich remis.
Chwilę wcześniej boisko opuścić musiał Paweł Giebel, który został kopnięty w twarz przy próbie strzału głową na bramkę. Rzecz działa się w polu karnym jednak gwizdek sędziego milczał, a Paweł szybko zaczął wyglądać jak bokser po ciężkim nokaucie. Po wieczornej rozmowie z mamą Pawła okazuje się że wygląd syna bynajmniej się nie poprawił.
Po stracie bramki na szczęście szybko zdołaliśmy wyjść na prowadzenie. Po dobrym dograniu Patryka Rachwalika, Marcin Lubczyński dołożył nogę i pewnym strzałem zdobył drugą bramkę. Parę minut później, Marcin zaliczył drugą asystę i prostopadłym podaniem doprowadził Piotrka Siewierę do sytuacji sam na sam z bramkarzem. Zapewne Piotr miał w głowie ostatni mecz w Miliczu, ale widocznie pozostawił już za sobą niemiłe wspomnienie i dzisiaj w pierwszej takiej próbie okazał się bezbłędny, zdobywając gola na 3:1.
Powinniśmy właściwie odetchnąć z ulgą, bo gra chłopców wskazywała na to, że będą kontrolować mecz, a tu, nie tyle niespodzianka, co powrót do dobrze znanego nam, nielubianego scenariusza – strata gola po sporym błędzie naszego bramkarza, tym razem trafiło na Damiana. Cóż, jak do tej pory pozycja bramkarza wydaje się być najbardziej niewdzięczna w naszym zespole.
Na domiar złego dosłownie minutę wcześniej boisko z podejrzeniem skręcenia kostki opuścił Marcin.
Oba te wydarzenia na kilka minut przed końcem meczu, wprowadziły sporą nerwowość w grę. My chcieliśmy obronić przewagę, Sokół doprowadzić do remisu.
Po 2-3 minutach dość chaotycznej gry, dobre podanie do wychodzącego na czystą pozycję Piotrka Siewiery, wykonał Teodor Dimitriadis. I tym razem, Piotrek ponownie zrobił swoje wykańczając sytuację sam na sam z bramkarzem golem. Mecz skończył się jak najbardziej zasłużoną wygraną Unii Wrocław, choć właściwie do samego końca trzeba było się mocno napracować, by wywalczyć 3 punkty. Dlatego też, pomimo zwycięstwa, wiemy jakie wnioski wyciągnąć z tego spotkania żeby poprawiać grę zespołu.
Gratulacje dla chłopców za dzisiejszy mecz. Naszym poszkodowanym zawodnikom życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia.
Komentarze