Problemy trampkarzy.

W tej kolejce ligowej obie drużyny trampkarzy zmierzyły się z problemami kadrowymi. Z powodu chorób, wyjazdów, uroczystości rodzinnych, obie drużyny mocno ucierpiały i nie były w stanie toczyć miarodajnej walki na żadnym poziomie.

Najpierw drugi zespół trampkarzy uległ wiceliderowi AP Duda 0:8 (choć trzeba przyznać, że powinniśmy zdobyć 2-3 bramki z sytuacji wypracowanych na boisku).

 Po południu nasz pierwszy zespół grający w IV lidze OLT miał szansę na objęcie fotelu lidera. Niestety tu było jeszcze trudniej. Rozbity kadrowo zespół  czekało niełatwe zadanie. Trudno ocenić jednoznacznie występ pierwszej drużyny, ponieważ wysoka porażka 1:5 zupełnie nie odzwierciedla przewagi gospodarzy. 
Wydawało się, że po trochę nerwowym początku nasi chłopcy zapanowali nad sytuacją. Konsekwentnie tworzyliśmy sytuacje jednak wyjątkowo brakowało skuteczności. W końcu po dynamicznym wejściu w pole karne Patryka Żelazko wyszliśmy na prowadzenie. Myśleliśmy, że kolejne bramki to będzie kwestia czasu. Tymczasem dość szybko, po nieporadnej grze w defensywie na prawej stronie straciliśmy bramkę, tak trochę z niczego i mieliśmy wyrównanie.
Niestety nasze boki obrony nie miały dzisiaj dobrego dnia, a trener niestety nie miał możliwości zmiany. Przez cały mecz trudno policzyć dobre interwencje w defensywie na bokach obrony, a jeszcze trudniej udane akcje ofensywne. Ale to nic nowego, bo w tym sezonie charakterystyczne jest to, że tracimy dużo bramek, jednak co ciekawsze, równie dużo ich strzelamy. 
Dzisiaj jednak nie zadziałało to w dwie strony. Niestety dużo traciliśmy, a nie byliśmy w stanie strzelić, choć stworzyliśmy masę sytuacji, niemożliwych do nie strzelenia, a jak na złość gola dorzucił nam tez nasz bramkarz, któremu piłka przeleciała przez rękawice po rzucie wolnym bitym z daleka. Do przerwy 3:1, a chłopcy obiecali w przerwie, że odrobią wynik. I rzeczywiście mogli to zrobić gdyby wykorzystali choć kilka ze stworzonych sytuacji.
Można tu wymieniać osoby, które seryjnie marnowały świetne sytuacje. Ale przecież nie o to chodzi. Dzisiaj chyba nie dane nam było zdobyć więcej niż jednego gola, bo nasi zawodnicy nie trafiali już nawet do pustej bramki, czy choćby uderzając w dwóch naraz wzajemnie przeszkadzali sobie w skierowaniu piłki do siatki.
Druga połowa choć zdecydowanie ze wskazaniem na nas, skończyła się stratą jeszcze dwóch bramek, przy  których zawodnicy z Sułowa pokazali nam, że nie trzeba aż tak dużo zrobić  by zdobyć bramkę: można celnie uderzyć z daleka i piłka wpada bo siatki lub w zamieszaniu pod bramką przy naszej liczebnej przewadze wbić piłkę do naszej bramki. Filozofii w tym nie ma. 
Wynik tego spotkania równie dobrze mógł brzmieć 5:1 dla nas. Jednak nasza formacja obronna nie miała dzisiaj swojego dnia, a ostatnio ciągnąca drużynę formacja ofensywna również nie miała swojego dnia. Mimo wszystko chłopcom należy się pochwała. Naprawdę zabrakło niewiele, by odwrócić losy meczu. Łut szczęścia, centymetry, może drobna korekta która spowodowałaby inny  bieg wydarzeń. Z pewnością wsparciem byłyby zmiany na niektórych, ale jak się ich nie ma.. Czasem taki mecz się zdarza, że nic nie wychodzi. Brawa dla drużyny za niesamowitą walkę i wiarę w sukces do ostatniego gwizdka sędziego. Takie podejście zawsze procentuje, jeśli nawet nie dzisiaj to na przyszłość. Tego uczymy i zawsze wymagamy od zawodników Unii Wrocław